Festiwal fajnopolactwa za minimalną krajową serwowaną na b2b. Ceo ze swoją partnerką zgarniają oklaski, a reszta zasuwa na ich tytuły za psie pieniądze. Niech nie omami was otoczka tworzona pod przymusem po godzinach przez zaufaną kadrę minionow założycieli, ta pseudo agentura to wydmuszka. Większe stawki proponowane są w call center i podpoznańskim magazynie. Sprawdzone, serio.
(usunięte przez administratora) Zabawne jak niektorzy pracownicy klepia horses do postow swoich chlebodawcow na linkedin podczas gdy w REAL TIME ci sami pracodawcy jada po nich jak po lysych... koniach za niedowozenie deadlineów. PS. Jesli nie macie kolorowych wlosow, zapozyczonych z angielskiego imion lub przynajmniej problemow psychicznych, to nie macie tam czego szukac. Digital first. People last. Ja wytrzymalam 3 miesiace.
Psie pensje i wymuszane B2B sprawiają, że tylko szaleniec odważyłby się tu pracować. Ale, jak widać, jakieś robactwo za tę minimalną branżową się znajdzie. Trzymajcie się z dala i nie patrzcie na wsparcie psychologiczne w benefitach. Tu bez stałej opieki psychiatrycznej po miesiącu pracy i tak się nie obejdzie. Essa!
Agencja Feeders dawała wielką nadzieję na coś nowego i świeżego w branży. Zaczynając pracę byliśmy pełni optymizmu i chęci, wydawało nam się, że tworzymy wspólnie coś ważnego i staramy się zmienić znaczenie przekazów reklamowych oraz to, co branża daje od siebie. Po kilku miesiącach okazało się, jak bardzo się myliliśmy. Nie będę się rozpisywać na temat kwestii formalnych i podejściu do pracownika, ponieważ sądzę, że większość firm w tej branży oferuje jedynie rozliczenia na podstawie śmieciówek lub B2B, dając tylko pozornie wrażenie, że ma się prawa zbliżone do pracowników zatrudnionych na umowie o pracę. To, że przez wiele miesięcy pracowaliśmy właściwie bez żadnych umów też nikogo raczej nie zdziwi. Pewnie nie jest także szokujący fakt, że po wielu miesiącach próśb o jakiekolwiek umowy, podsunięto nam do podpisania dokumenty, które były bardzo niekorzystne dla pracowników i absolutnie nieakceptowalne. Drugą istotną kwestią jest work-life balance. Jeśli chcesz mieć jakiekolwiek życie poza pracą, to ta firma zdecydowanie nie jest dla Ciebie. Wielu pracowników ledwo funkcjonowało, starając się dowozić wszystkie powierzone zadania. Na co dzień, nie ma nawet cienia zrozumienia dla jakichkolwiek słabości - jeśli Ci nie idzie i się nie wyrabiasz, to natychmiast szuka się problemu w Tobie, a nie w organizacji pracy agencji. Nie ma tu miejsca na otwarte rozmowy, szefowie niestety nie potrafią wprost artykułować swoich rzeczywistych oczekiwań i w momencie, gdy coś jest nie po ich myśli - zaczynają szukać sobie rożnych powodów, by się do Ciebie przyczepić albo wręcz się obrażają. Praca w weekendy i wieczorami, jest tutaj na porządku dziennym. Teoretycznie jest możliwość odebrania nadgodzin, ale tak naprawdę nigdy nie ma na to czasu i okazji, a nadgodziny tylko się potęgują. Sytuacja jest o tyle trudniejsza, że teamom przydziela się kilku klientów na raz, ale większości z nich wydaje się, że ma dedykowany zespół. Kolejna kwestia do podejście do projektów. Celem nadrzędnym jest wygrywanie nagród oraz konkursów, presja nakładana na kreację jest ogromna. W zasadzie wszystkim narzuca się chore cele - poprzeczka dla kreacji jest zawieszona bardzo wysoko, ale również od Client Service oczekuje się często niemożliwego, nie ma poszanowania ani dla czasu ani dla fundamentalnego komfortu pracy. Z czasem widać było, że kluczowa dla wszystkich jest maksymalizacja efektywności pracy, a nie "realizacja ciekawych projektów w fajnej atmosferze". Gdy komunikowaliśmy, że nie jesteśmy w stanie tak pracować, słyszeliśmy na przykład, że i tak siedzimy w domu, więc możemy pracować do wieczora. Jakiekolwiek sygnały, że praca w takich warunkach to przesada, były odbierane jako marudzenie i miganie się od pracy. Dodam, że naprawdę mówimy tu o pracy w późnych godzinach wieczornych oraz bardzo często w weekendy.
Niestety, ale Feeders Agency jako miejsce pracy oceniam bardzo źle. Z początku wszystko zapowiadało się świetnie. Obiecywano rozwój, lepsze warunki pracy, kiedy firma stanie na nogi i przyjemną atmosferę małej agencji. Z czasem okazało się, że czekają na nas te same zadania, brak możliwości realnego awansu, ciągłe nadgodziny, umowy o dzieło lub wypchnięcie na faktury i z miesiąca na miesiąc coraz więcej sposobów kontroli zespołu w stylu korpo z najgorszych czasów. Przyznaję, że sam zespół pracowniczy był zgrany i w dobrych relacjach, ale trzeba powiedzieć, że wydarzyło się to pomimo, a nie dzięki działaniom szefostwa. W momencie, kiedy wszyscy zdali sobie sprawę, że dla zarządu liczy się tylko zysk, a nie człowiek, atmosfera zupełnie się zepsuła. Ostatecznie doprowadziło to do praktycznie całkowitej rotacji zespołu w agencji. Nikt nie chciał tam dalej pracować. Styl zarządzania ludźmi w Feeders Agency pozbawiony jest chociaż minimum inteligencji emocjonalnej. Szefom brak wyczucia, potrafią rzucić teksty nie na miejscu, które pokazują ich prawdziwe podejście do zatrudnianych osób. Atmosfera jest toksyczna, a wina jest zawsze pracownika. Chociaż zapowiadają, że nadgodziny są wynagradzane, to wiele razy osoby w zespole miały problem z odebraniem należnego czasu wolnego, czy rozliczeniami pieniężnymi. Podsumowując, tak po ludzku, Feeders Agency to przykre miejsce. Jest to agencja dobra tylko dla osób, które chcą obrzydzić sobie reklamę i pożegnać z tą branżą raz na zawsze. Zachęcam do kontaktu z byłymi pracownikami i pracownicami, żeby zweryfikować powyższą opinię. Chyba każdy ma kilka ciekawych historii do opowiedzenia na temat Feeders Agency.
Często zadawane pytania
-
Jak się pracuje w Feeders Agency Sp. z o.o.?
Zobacz opinie na temat firmy Feeders Agency Sp. z o.o. tutaj. Liczba opinii, które napisali obecni i byli pracownicy oraz kandydaci do pracy to 5.